środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział VI (ostrzegam wszystkich, którzy nie tolerują innego paringu niż Jily)

  Mimo zgody, między dwójką huncwotów, wciąż była wyznaczona pewna granica. Rozmawiali, planowali razem jak spędzą kolejną pełnię, śmiali się  i żalili sobie nawzajem ze wszystkiego. No. Prawie. Tematem, który był dla nich absolutnie tabu wciąż pozostawała, Bogu winna, Lily Evans. Oczywiście James nie wytrzymałby dnia nie wzdychając do niej na głos, a Syriusz wciąż "miał na nią oko", jednak zazwyczaj po krótkiej wymianie zdań, zmieniali obiekt ich rozmowy.
   A Lily? Lily niezmiennie najwięcej czasu spędzała z Syriuszem. Nie rozmawiali za wiele, po prostu ze sobą przebywali.
Widywano ich w bibliotece, kiedy ona odrabiała prace domowe dla nauczycieli, a on przyglądał się jej. Nie miał na twarzy swojego zwykłego znudzonego uśmiechu doprawionego kpiną. Jego oczy nabrały całkiem nowego, świeżego wyrazu. Pewnej… romantyczności.
Widywano ich również razem w Wielkiej Sali. Pogrążeni w cichej rozmowie i całkowitym odosobnieniu jedli posiłki, choć wygląd i tak już szczupłej gryfonki, wyraźnie temu przeczył.
Wszyscy zastanawiali się, co też robią, kiedy razem znikają na błoniach w okolicach jeziora. Odpowiedź była równie prosta, co nieprawdopodobna.
Nałóg.
Nałóg tytoniowy.
Lily wręcz nie mogła uwierzyć, że dała się na to złapać, choć jeszcze jakiś czas temu zarzekała się, iż wcale jej to nie grozi, że to tylko zabawa. Głupia. – myślała. I tak też się czuła.
Ale to było nic w porównaniu do tego, co się działo w głowie Jamesa. Nie wiedział, dlaczego Syriusz z nim nie rozmawia. Nic mu się nie zgadzało. Strasznie brakowało mu najlepszego przyjaciela,  chciał przerwać tą niewygodną ciszę, ale pierwszy raz w życiu czuł się w jego obecności obco. Nie to, żeby nie spędzali ze sobą czasu, ale napięcie, które wciąż im towarzyszyło, mogliby kroić nożem w kostkę.
Przestał też napastować Lily, ale wciąż po głowie kołatała mu się myśl o pewnej przerwanej rozmowie. Dziewczyna nie powiedziała mu wiele. Tak na dobrą sprawę nic mu nie powiedziała. Jednak… to nie dawało mu spokoju. W tedy czuł się urażony i miał nieodpartą ochotę odpyskować. Teraz wiedział, że mimo jej oporu, jest dla niego szansa. Nigdy wcześniej nie był tak blisko poznania uczuć, które żywiła do niego zielonooka miłość jego życia.
Czuł też, że to nie on, a Syriusz jest z nią co raz bliżej…
Pośrodku tego całego uczuciowego rozgardiaszu stał Remus jako postronny obserwator. Z chłodną oceną patrzył na rozwój sytuacji. Uśmiechał się gorzko widząc zagubionego Jamesa, który utrzymywał swoją maskę obojętności jako obronę przed światem i dotykającymi go nieprzyjemnościami. Nie potrafił go powstrzymać również, gdy spacerując wieczorem po zamku, dostrzegał kopcącą Lily. Jej niewinną twarz i usta, z których wydobywały się kłęby dymu. To, jak często w tych chwilach płakała, krzyczała. Była zbyt zajęta swoimi demonami, by zwrócić na niego uwagę. I dobrze.
On natomiast wspierał Dorcas. Zawsze żywili do siebie nawzajem ciepłe uczucia, a teraz, kiedy ich przyjaciele poddani byli miłosnym próbom i rozterkom, mogli spędzić nieco więcej czasu ze sobą nawzajem. Pomimo tego, że ich charaktery były skrajnie różne, doskonale się rozumieli. Powstała między nimi swego rodzaju więź, którą mogli zrozumieć nieliczni, a wręcz wyłącznie oni.

~*~*~*~

Ostatnie promienie wrześniowego, zachodzącego słońca wdzierały się do zamku. Był to piątek, dlatego też nikt nie przejmował się pracami domowymi, czy innymi drobnostkami, które mogłyby odwracać ich światłe umysły od czegoś innego niż zabawa.
Trójka najlepszych przyjaciół siedziała w dormitorium które należało do dwójki z nich, podając sobie z ręki do ręki jakiegoś śmierdzącego, brzoskwiniowego sznapsa. Było ich stać na lepsze trunki, ale tego dnia wcale nie mieli ochoty wymykać się do Hogsmead. Popijali więc tanie wino, które znaleźli w kuchni i rozmawiali swobodnie, gdyż ich dormitorium było jedynym miejscem, gdzie mogli sobie pofolgować bez obaw o konsekwencje.
-Luniaczku, wyglądasz paskudnie. – stwierdził Black.
-Przy twojej buźce i tak wyglądam jak model z okładki pisemka dla pań. – odparował Remus z kpiącym uśmiechem na ustach. James w tym czasie zwilżył palec i narysował w powietrzu jedynkę na wyimaginowanej tablicy.
Przez pewien czas wszyscy mierzyli się w milczeniu, ale koniec końców wybuchli gromkim, szczerym śmiechem, który wypełnił dzielącą ich przestrzeń.
-A tak serio, – przerwał w końcu James – zbliża się pełnia, mam rację?
-Yep. – potwierdził Lupin z kwaśną miną. – 10 dni.
-Nie rób takiej miny, Luniaczku. Za 10 dni będziemy sobie beztrosko biegać po lesie. Mi to leży. –powiedział Syriusz, puszczając oko do przyjaciela i rozkładając się wygodniej na łóżku.
-Ta, bo to nie ty znosisz uroki bycia cholernym wilkołakiem. – nachmurzył się blondyn.
-Musisz szukać pozytywów w swoim futerkowym problemie. – próbę pocieszenia znów podjął Rogacz. – Myśl o tym jak o… urlopie.
-Urlopie? – Łapa uniósł brew do góry.
-Taaak, James, to rzeczywiście trafne porównanie.
-Hej, chodziło mi o taki urlop od normalności, albo od…
-Luz, nie brnij w to dalej. – roześmiał się Lupin. – Poza tym, czy z nami kiedykolwiek jest normalnie?
-Tak właściwie, to nie, ale… grr. Nieważne.
-Czy ty właśnie na mnie warknąłeś? – udawał oburzenie Remus.
-Tak, a bo co? – zaperzył się James.
-A bo to. – powiedział Lunatyk rzucając w Jamesa jakimś opasłym podręcznikiem, którego ten zgrabnie uniknął.
-Zgoda. – powiedział w końcu Syriusz. – Wy się tu zabijajcie, a ja się zbieram na urlop od was, półgłówki.
Wstał i z podniesioną, jak na arystokratę przystało, głową zaczął się ogarniać. Na odchodne pociągnął spory łyk sznapsa z butelki. Kiedy już stał w progu, zatrzymał go James z najpoważniejszą miną jaką Black kiedykolwiek w życiu u niego widział.
-Syriusz…
Ten spojrzał na niego wyczekująco. Potter zbierał się w sobie, więc przyjaciel pozwolił mu na małe ociąganie.
-Wiem, że idziesz do… do niej.
James się zawahał, a Syriusz poczuł strach, sam nie wiedział, czemu.
-Chcę tylko wiedzieć, kim dla siebie nawzajem jesteście. Teraz, kiedy jest między nami wszystkimi… tak jak jest… no wiesz… rozumiesz?
Łapa zastanowił się co odpowiedzieć, ale potrwało to mniej niż sekundę.
-Nie łączy nas nic więcej poza to, co mogłoby cię zranić.
Nacisnął klamkę, a za plecami usłyszał jeszcze tylko ciche „dziękuję”.

~*~*~*~

Lily była jednym z wyjątków, które postanowiły odrobić prace domowe dzisiaj, by weekend mieć wolny. Akurat miała teraz dłuższą chwilkę, bo Dorcas była z nową zabawką w Hogsmead, a do spotkania z Syriuszem zostało jej jeszcze sporo czasu.
Akurat gdy skończyła, usłyszała pukanie do drzwi. Miała to szczęście, że będąc prefektem naczelnym miała prywatne dormitorium, czego wynikiem był brak intruzów i plotek na temat jej stylu życia.
-Nie wygłupiaj się i wejdź.
-Musisz mi otworzyć, bo zepsujesz moją niespodziankę. – odparł Syriusz stojący za drzwiami.
-Nic mnie to nie obchodzi. Właź.
Po kilku minutach, kiedy nic się nie wydarzyło pomyślała, że może obraził się i poszedł. Podeszła do drzwi i otworzyła je. Za drzwiami stał Syriusz. Piekielnie seksowny Syriusz. W rękach obracał dwiema paczkami obiektu uzależnień dziewczyny.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo sprzeczne uczucia mną targają, kiedy myślę o tym, że to ty mnie w to wciągnąłeś, draniu?
Black leniwie schował obie paczki za poły skórzanej kurtki, zdjął ją i przykrył nią drobną dziewczynę.
Spojrzała na niego zdziwiona.
-Zaraz, co ty…
Ale nim zdążyła skończyć to zdanie, chłopak przerzucił ją sobie przez ramię niczym szmacianą lalkę. I wyniósł na błonia.
Pod osłoną nocy zbliżali się do ich ulubionego miejsca. Do ich prywatnego sacrum. Tu czuli się bezpiecznie. Bez słowa wyjął drogie papierosy z wewnętrznej kieszeni w kurtce dziewczyny. „Przypadkowo” otarł się ręką o jej pierś. Poczuła jak nieznany jej dotąd dreszcz przebiega wzdłuż jej ciała i próbuje wrócić, ale zatrzymuje się gdzieś pomiędzy jej nogami. Pierwszy raz jej organizm reagował tak na dotyk Łapy. To było dziwne, bo choć byli przyjaciółmi, to często flirtowali i nie tylko. Przywykli do dotykania się, drobnych buziaków, które nie oznaczały wcale głębszych uczuć. Lily skrycie marzyła o kimś innym, a jej przyjaciel był szaleńczo zakochany w jej najlepszej przyjaciółce.
Smagnięcie podmuchu zimnego powietrza przywróciło ją spowrotem na ziemię. Zapomniała o bestii, która na moment przyczaiła się w jej wnętrzu. Uśpiła ją odpalając papierosa i wypuszczając dym prosto z płuc.
-Jak się czujesz? – zapytał ją po dłuższej chwili milczenia. Zaśmiała się cicho i odparła:
-Jak gówno.
-Znam to.
I znów zapadło milczenie. Evans oparła się o ramię przyjaciela. Dlaczego nie mógłby to być on? Byłoby prościej, o wiele prościej.
Po dłuższym zastanowieniu uznała jednak, że to nieprawda. Rozpętałaby najprawdziwsze piekło. Albo wojnę. Albo jedno i drugie. W każdym razie, nie wynikłoby z tego nic dobrego.
-Pytał dziś o nas.
To pytanie wydawało jej się jak grom. Na początku nie zrozumiała.
-To znaczy?
-O to co jest między nami.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy.
-I co odpowiedziałeś?
Chłopak wzruszył ramionami.
-Oczywiście, że jesteśmy razem.
Lily wybałuszyła na niego oczy, a on nie mógł dłużej utrzymać powagi na twarzy.
-Ty draniu! – wrzasnęła oburzona. – Tak mnie straszyć… bój się Boga! – kiedy to mówiła, Syriusz tarzał się po ziemi. Widząc naburmuszoną twarz Lily, ucałował ją w policzek. Dziewczyna zarumieniła się, a chłopak uznał to za skutek przejmującego chłodu. Wpakował więc ją sobie na plecy i wrócili do jej prywatnego dormitorium.
Jak zwykle po schadzkach nad jeziorem położyli się obok siebie na łóżku. Lily dotknęła różdżką magicznego gramofonu, który stał obok jej łóżka. Z głośników popłynęła smutna piosenka o miłości. Wydało jej się to nieco nie na miejscu i już chciała zmienić tę piosenkę, ale w tym momencie poczuła uścisk ciepłej dłoni, która splata jej palce.
Przymknęła powieki.
Syriusz pochylił się nad nią i pocałował ją. Najpierw delikatnie, by sprawdzić jej reakcję. Otworzyła oczy. Nie było w nich śladu protestu. Pochylił się tak, że ich usta dzieliły milimetry. Chciał sprawdzić, czy ona przejmie inicjatywę. Zrobiła to. Wpiła się w jego usta z pasją i zachłannością. Znów zamknęła oczy. Próbowała oszukać samą siebie, że całuje się z… Potterem.
Tymczasem Syriusz zszedł z pocałunkami niżej, na jej szyję i dekolt. Równocześnie rozpinał guziki jej czerwonej bluzki. Wsunął rękę pod jej koronkowy stanik, drażniąc i pieszcząc jej nabrzmiałe sutki. Z jej ust wydobył się cichy jęk. Wiła się pod nim w spazmach rozkoszy. Chciała wypowiedzieć jego imię, ale na usta cisnęło jej się tylko…
-Potter…
Zesztywnieli. Oboje.
To ona pierwsza odzyskała zdolność ruchu. I mowy.
-Dlaczego… zresztą. Wyjdź.
Syriusz nie wierzył w to co ona powiedziała.
-Co… wyganiasz mnie?
Ale zanim zdążył się dowiedzieć więcej, jakaś niewidzialna siła wypchnęła go poza dormitorium Lily i trzasnęła za nim drzwiami.  Oszołomiony i zdruzgotany wyjął fajkę i wrócił do swoich sypialni. Nie zwracając uwagi na pytania Jamesa i Remusa, wkopał się pod kołdrę i niemal natychmiast zasnął.
To przez alkohol mi tak odbiło? – pomyślał jeszcze zanim odpłynął w słodki niebyt.

~*~*~*~ 

Powiem tak... Ten Rozdział miałam dodać miesiąc temu, ale napisałam go i później okazało się, że delikatnie gryzie mi się z resztą fabuły. nie wiedziałam jak to zmienić. Koniec końców zmieniłam sam początek, a konkretnie 3 słowa. nie wiem jak to będzie wyglądało teraz, mam nadzieję, że w miarę. Nie mam pojęcia, czy ktoś w ogóle czyta te wypociny, żeby nie powiedzieć wymiociny. cóż. mam nadzieję, że znajdą się i tacy "wariatoszi" xD mimo wszystko - zapraszam do komentowania :)