czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział III

Ni świtu, ni dnia, zawsze jestem w tym półmroku
W cieniu twojego serca.

~*~*~*~

  Lily pośpiesznie pakowała książki do torby, zerkając co chwilę na zegarek. Nie chciała się spóźnić. Denerwowała się, a zarazem była podekscytowana. To miało być ich pierwsze spotkanie na terenie szkoły. Bała się, że ktoś ich zobaczy i wyciągnie błędne wnioski, ale właściwie... Miała to głęboko gdzieś. Nie obchodziło ją zdanie innych. No. Może poza jednym "innym".
  W pośpiechu zbiegała ze schodów do salonu wspólnego Gryffindoru i nagle poczuła, jak grunt usuwa jej się spod nóg. To było do przewidzenia, biorąc pod uwagę, ile wypiła poprzedniego wieczoru. Miała strasznego kaca. Wiedziała, że za parę chwil uderzy w ziemię. Oj, będzie bolało.
  Ale nic nie poczuła.
  Dopiero po kilku chwilach uświadomiła sobie, że ktoś trzyma ją w ramionach. Spojrzała w górę i zobaczyła parę migdałowych oczu, czarne, niesamowicie rozczochrane włosy i usta wykrzywiające się w leniwym uśmiechu.
  -Nie ma za co.-mrugnął do dziewczyny James.
  -Sama bym sobie poradziła.
  -Ależ nie wątpię w to!-odparł ze śmiechem chłopak.
  -Puść mnie.
  -Już drugi raz ratuję ci skórę. I właściwie, chciałem z tobą porozmawiać.-spoważniał Potter.
  -Nie mamy o czym rozmawiać.-ucięła Lily.
  -Hmm... Evans...-westchnął chłopak ze zniecierpliwieniem mierzwiąc swoje włosy ręką jak to miał w zwyczaju.-Dlaczego zawsze musisz być taka trudna?-zapytał lekko poirytowany.
  -Bo to cię we mnie pociąga.-odrzekła ironicznie, ale po chwili zdała sobie sprawę, że to po części prawda.
  -Od kiedy jesteś taka wyszczekana, hm?
  -Coś ci się nie podoba?
  -Wręcz przeciwnie. To jest na swój własny, chory sposób seksowne.-puścił jej oko.
  -Kiedy ty się wreszcie ode mnie odczepisz?
  -Nie odczepię. Wiesz, że jestem tym jedynym.-spoważniał.-Wczoraj przekonali się wszyscy, którzy byli na imprezie, wiesz? Nie zaprzeczaj. Czujesz coś do mnie, Evans.
  James nachylił się nad nią tak nisko, że poczuła jak mięsień uwięziony w klatce z kości zaczyna uderzać co raz szybciej i mocniej, poczuła jak jej oddech staje się krótki i urywany. Hipnotyzowała ją ta bliskość. Jak królik i wąż - pomyślała.
  Potter nachylał się co raz niżej. Już szukał ustami jej ust... I w tedy z tyłu głowy Lily odezwał się głos rozsądku. Szybko się odsunęła.
  -Masz rację. Czuję coś.
  -Tak?
  -Jasne. Mdłości na twój widok.
  -Już to słyszałem.-wywrócił oczami.
  -Nienawidzę cię.
  Odwróciła się i pożałowała tego czasu, spoglądając na zegarek.

There's a fine line between love and hate.
~*~*~*~

  -Spóźniłaś się.-usłyszała surowy głos przed sobą. Myślała, że naprawdę jest zły, ale po chwili wybuchł głośnym niekontrolowanym śmiechem. Lily też zaczęła się śmiać.
  Posłała mu sójkę w bok.
  -Hej ! A to za co było?-oburzył się ciemnowłosy chłopak.
  -Już ty wiesz, Black.
  Usiedli na drewnianym pomoście, nad jeziorem i przez dłuższą chwilę pozostali tak w milczeniu. Wpatrywali się w gładką, lśniącą taflę i rozlane na niej promienie porannego, jesiennego słońca. Po chwili położyli się obok siebie. Milczenie przerwał Syriusz.
  -Jak się trzymasz po wczorajszej imprezie?
  -Nic nie mów.
  -Czyżby kas gigant?
  -Yep.-odparła krótko.
  Znów zapadła cisza. Nie była ciężka i niezręczna. Była naturalna. Rozumieli się bez słów. Cieszyli się swoją obecnością. Zaprzyjaźnili się na wakacjach, choć stało się to bardzo niespodziewanie. Postanowili, że tą wiadomość zostawią jedynie dla siebie. Nie chcieli aktów zazdrości ze strony Pottera i Dorcas, ani głupich plotek, którymi ta szkoła uwielbiała się karmić.
  -Dorcas pokazała mi listy.-tym razem odezwała się Lily.
  -Te, które sama pisałaś?
  -Te same.
  Znów roześmiali się perliście. Syriusz przy Lily był całkowicie inną osobą. Zapewne nikt by go teraz nie rozpoznał. Zazwyczaj nonszalancki i znudzony wszystkim podrywacz Black siedział sobie i śmiał się delikatnie razem z kujonicą Evans.
  -A co z Rogaczem?
  -Spóźniłam się przez niego.
  -To znaczy?
  -Chciał rozmawiać o tej nocy.
  -Spławiłaś go zapewne.-to nie było pytanie, a stwierdzenie ze strony Syriusza.
  -Ciężko mi wyjaśnić, co tak naprawdę czuję.
  -Rozwiń to.-znów przyjął pozę wyluzowanego i odprężonego. Do ust włożył papierosa i odpalił go różdżką.
  -Chcę z nim być, ale nie chcę. Rozumiesz?
  -Powiedzmy, choć to nieco skomplikowane.
  Lily wyjęła mu z ust fajkę i mocno się zaciągnęła. W wakacje Black dawał jej możliwość spróbowania wszystkiego - w tym, nauczył ją, jak się porządnie zaciągać.
  -Wczoraj rozmawiałem z nim poważnie. Prosił mnie, żebym trzymał się blisko ciebie. Chce, żebym mu w ten sposób pomógł.
  -I co zrobisz?-odparła dziewczyna oddając mu szluga.
  -Skorzystam z okazji i będziemy się przyjaźnić publicznie.
  -Cóż... Porozmawiamy o tym później, bo na razie muszę lecieć na śniadanie. Idziesz?
  -Przyjdę później.
  -Do zobaczenia!

~*~*~*~

  Dziewczyna pochłaniała swoje śniadanie w niewyobrażalnym tempie.
  -Ej, udławisz się!-powiedziała Dorcas, patrząc na przyjaciółkę.
  Parę miejsc dalej siedzieli huncwoci. Black jak zwykle stresował Petera, mówiąc, że wygląda już wystarczająco źle i nie musi się bardziej obżerać, Remus próbował być miły i uspokajał przyjaciela, a James był wyjątkowo znudzony tą całą sytuacją. Popatrzył w stronę Lily. Nawet teraz wyglądała słodko, choć oblała się sokiem dyniowym i głośno przeklęła. Zaraz... Przecież Evans nigdy nie przeklinała. Widział, że nieco się zmieniła po wakacjach. Zrobiła się cwana i wulgarna.Jednak podobała jej się w każdym wydaniu tak samo. Szczególnie w tym czasie, gdy słyszało się o masowych zaginięciach i mordach.
  Z zamyślenia wyrwał go szum skrzydeł i pohukiwanie setek sów. Poczta.
  Wziął od mszarnego puszczyka swój egzemplarz Proroka Codziennego, zapłacił mu kilkoma syklami i spojrzał na pierwszą stronę. Było tam duże zdjęcie ministra i nagłówek, który głosił :

"Nie możemy zapobiec masowemu mugolobójstwu" 

  A pod spodem numer strony, na której znajduje się artykuł na ten temat. 
  Chłopak szybko otworzył wskazaną stronę i nawet nie zauważył, że przez ramię zaglądają mu Luniak i Łapa. 

  "Według doniesień, w nocy z 1.09 na 2.09, w Londynie, w mugolskim Głównym Urzędzie Geodezji i Kartoteki, doszło do kolejnych masowych mordów. Z tego co wiemy, ofiary były torturowane klątwą Cruciatus i zabijane po wielu godzinach cierpień. Rodziny nieszczęśników pracujących na nocnej zmianie zostali poinformowani. Redakcja składa najszczersze kondolencje. Wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialnymi za te ataki są tzw. śmierciożercy, czyli wyznawcy Sami Wiecie Kogo. Ministerstwo podejmuje zdecydowane kroki w celu ochrony czarodziejów i czarownic, a także mugoli. 

  Później wypisane były jakieś brednie, wypowiedzi ministra, a na samym końcu artykułu widniała lista nazwisk zmarłych osób. Wzrok młodego Pottera padł przy jednym nazwisku - Evans. 
  W pierwszym momencie myślał, że coś mu się przewidziało. Spojrzał w stronę Lily, której widelec wypadł z ręki i wiedział, że wcale się nie pomylił. Później wszystko działo się tak szybko...
  Lily wstała. Dorcas za nią. Wszyscy, którzy zdążyli to przeczytać, odwracali się w jej stronę z litością w oczach. McGonagall zakryła usta dłonią w geście rozpaczy i usiłowała wyjść zza stołu. Nie zdążyła. Lily już tam nie było. James wstał i poszedł za nią. Zobaczył tylko kątem oka, jak Minerwa zatrzymuje Meadows. 

Mamy dziury w naszych życiach, w naszych sercach. Mamy dziury, ale idziemy dalej.

~*~*~*~

  Lily siedziała na ławce w ogrodzie, na tyłach domu. McGonagall pozwoliła jej na tydzień wolnego od szkoły, by pogodzić się ze stratą. Ale była dla niej zbyt wielka. Obarczała się tym wszystkim. Tato zamienił się z kolegą zmianami, by pożegnać się z nią, zanim wyjedzie i wróci dopiero na święta. Chciał poświęcić jej wystarczającą ilość czasu. Uważała, że to wszystko jej wina. Poczuła się jeszcze gorzej, kiedy weszła do domu.

  -Mamo...-szepnęła ze łzami w oczach i rzuciła się matce w ramiona, już w drzwiach. Nie potrafiła powiedzieć nic więcej. W gardle czuła gulę, której nie potrafiła przełknąć.
  Po obiedzie, na którym nie zjadła prawie nic, udała się w stronę swojego pokoju na piętrze. Na korytarzu drogę zagrodziła jej Petunia. Lily widziała, że jest z nią kiepsko. Odruchowo wyciągnęła ręce, by ją przytulić, ale siostra odsunęła się, patrząc na nią z odrazą. 
  -O co chodzi Petuniu?
  -Jeszcze pytasz? Tato umarł przez ciebie i twoją chorą szkołę. 
  -Wiesz, że to nieprawda...
  -Gdyby nie to, tata nadal by żył. Nienawidzę cię. Nie dotykaj mnie. Wracam do Vernona, przesuń się.-krzyczała Petunia. W oczach Lily znów wezbrały łzy. Przysunęła się do ściany, by zrobić siostrze miejsce. Myślała, że jest silna, że przyjaźń z Blackiem zmieniła ją w niezależną, nawet trochę zadziorną. Nigdy nie myliła się bardziej. Nie potrafiła nawet odpowiedzieć siostrze, która traktowała ją w ten sposób...

  Z rozmyślań, przez które czuła ucisk w klatce piersiowej, wyrwał ją cichy, spokojny głos mamy.
  -Córeczko...-zaczęła delikatnie, a Lily zwróciła ku niej zielone, roztargnione oczy.-Przyszli twoi przyjaciele.
  -Kto taki?-zdziwiła się.
  -Zobaczysz.-uśmiechnęła się kobieta, chociaż wiedziała, że nic już nie będzie takie samo.
  Lily wstała i podeszła do drzwi. Zobaczyła w nich tak dobrze jej znaną czwórkę- Remusa, Jamesa, Syriusza i Dorcas. 

Rodzimy się z milionami
Małych światełek świecących w ciemności
One wskazują nam drogę
Rozświetlają się za każdym razem, kiedy czujesz w sercu miłość
Umierają, kiedy ona odchodzi

~*~*~*~

Witajcie ! Wybaczcie, że tyle czasu nie dodawałam nic, ale nie bywałam w domu ;x Niedługo dodam nowy rozdział. ;) cieszę się z 80-ciu wejść na bloga i zapraszam do dalszego odwiedzania ! <3

xoxo Avada ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz