środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział VI (ostrzegam wszystkich, którzy nie tolerują innego paringu niż Jily)

  Mimo zgody, między dwójką huncwotów, wciąż była wyznaczona pewna granica. Rozmawiali, planowali razem jak spędzą kolejną pełnię, śmiali się  i żalili sobie nawzajem ze wszystkiego. No. Prawie. Tematem, który był dla nich absolutnie tabu wciąż pozostawała, Bogu winna, Lily Evans. Oczywiście James nie wytrzymałby dnia nie wzdychając do niej na głos, a Syriusz wciąż "miał na nią oko", jednak zazwyczaj po krótkiej wymianie zdań, zmieniali obiekt ich rozmowy.
   A Lily? Lily niezmiennie najwięcej czasu spędzała z Syriuszem. Nie rozmawiali za wiele, po prostu ze sobą przebywali.
Widywano ich w bibliotece, kiedy ona odrabiała prace domowe dla nauczycieli, a on przyglądał się jej. Nie miał na twarzy swojego zwykłego znudzonego uśmiechu doprawionego kpiną. Jego oczy nabrały całkiem nowego, świeżego wyrazu. Pewnej… romantyczności.
Widywano ich również razem w Wielkiej Sali. Pogrążeni w cichej rozmowie i całkowitym odosobnieniu jedli posiłki, choć wygląd i tak już szczupłej gryfonki, wyraźnie temu przeczył.
Wszyscy zastanawiali się, co też robią, kiedy razem znikają na błoniach w okolicach jeziora. Odpowiedź była równie prosta, co nieprawdopodobna.
Nałóg.
Nałóg tytoniowy.
Lily wręcz nie mogła uwierzyć, że dała się na to złapać, choć jeszcze jakiś czas temu zarzekała się, iż wcale jej to nie grozi, że to tylko zabawa. Głupia. – myślała. I tak też się czuła.
Ale to było nic w porównaniu do tego, co się działo w głowie Jamesa. Nie wiedział, dlaczego Syriusz z nim nie rozmawia. Nic mu się nie zgadzało. Strasznie brakowało mu najlepszego przyjaciela,  chciał przerwać tą niewygodną ciszę, ale pierwszy raz w życiu czuł się w jego obecności obco. Nie to, żeby nie spędzali ze sobą czasu, ale napięcie, które wciąż im towarzyszyło, mogliby kroić nożem w kostkę.
Przestał też napastować Lily, ale wciąż po głowie kołatała mu się myśl o pewnej przerwanej rozmowie. Dziewczyna nie powiedziała mu wiele. Tak na dobrą sprawę nic mu nie powiedziała. Jednak… to nie dawało mu spokoju. W tedy czuł się urażony i miał nieodpartą ochotę odpyskować. Teraz wiedział, że mimo jej oporu, jest dla niego szansa. Nigdy wcześniej nie był tak blisko poznania uczuć, które żywiła do niego zielonooka miłość jego życia.
Czuł też, że to nie on, a Syriusz jest z nią co raz bliżej…
Pośrodku tego całego uczuciowego rozgardiaszu stał Remus jako postronny obserwator. Z chłodną oceną patrzył na rozwój sytuacji. Uśmiechał się gorzko widząc zagubionego Jamesa, który utrzymywał swoją maskę obojętności jako obronę przed światem i dotykającymi go nieprzyjemnościami. Nie potrafił go powstrzymać również, gdy spacerując wieczorem po zamku, dostrzegał kopcącą Lily. Jej niewinną twarz i usta, z których wydobywały się kłęby dymu. To, jak często w tych chwilach płakała, krzyczała. Była zbyt zajęta swoimi demonami, by zwrócić na niego uwagę. I dobrze.
On natomiast wspierał Dorcas. Zawsze żywili do siebie nawzajem ciepłe uczucia, a teraz, kiedy ich przyjaciele poddani byli miłosnym próbom i rozterkom, mogli spędzić nieco więcej czasu ze sobą nawzajem. Pomimo tego, że ich charaktery były skrajnie różne, doskonale się rozumieli. Powstała między nimi swego rodzaju więź, którą mogli zrozumieć nieliczni, a wręcz wyłącznie oni.

~*~*~*~

Ostatnie promienie wrześniowego, zachodzącego słońca wdzierały się do zamku. Był to piątek, dlatego też nikt nie przejmował się pracami domowymi, czy innymi drobnostkami, które mogłyby odwracać ich światłe umysły od czegoś innego niż zabawa.
Trójka najlepszych przyjaciół siedziała w dormitorium które należało do dwójki z nich, podając sobie z ręki do ręki jakiegoś śmierdzącego, brzoskwiniowego sznapsa. Było ich stać na lepsze trunki, ale tego dnia wcale nie mieli ochoty wymykać się do Hogsmead. Popijali więc tanie wino, które znaleźli w kuchni i rozmawiali swobodnie, gdyż ich dormitorium było jedynym miejscem, gdzie mogli sobie pofolgować bez obaw o konsekwencje.
-Luniaczku, wyglądasz paskudnie. – stwierdził Black.
-Przy twojej buźce i tak wyglądam jak model z okładki pisemka dla pań. – odparował Remus z kpiącym uśmiechem na ustach. James w tym czasie zwilżył palec i narysował w powietrzu jedynkę na wyimaginowanej tablicy.
Przez pewien czas wszyscy mierzyli się w milczeniu, ale koniec końców wybuchli gromkim, szczerym śmiechem, który wypełnił dzielącą ich przestrzeń.
-A tak serio, – przerwał w końcu James – zbliża się pełnia, mam rację?
-Yep. – potwierdził Lupin z kwaśną miną. – 10 dni.
-Nie rób takiej miny, Luniaczku. Za 10 dni będziemy sobie beztrosko biegać po lesie. Mi to leży. –powiedział Syriusz, puszczając oko do przyjaciela i rozkładając się wygodniej na łóżku.
-Ta, bo to nie ty znosisz uroki bycia cholernym wilkołakiem. – nachmurzył się blondyn.
-Musisz szukać pozytywów w swoim futerkowym problemie. – próbę pocieszenia znów podjął Rogacz. – Myśl o tym jak o… urlopie.
-Urlopie? – Łapa uniósł brew do góry.
-Taaak, James, to rzeczywiście trafne porównanie.
-Hej, chodziło mi o taki urlop od normalności, albo od…
-Luz, nie brnij w to dalej. – roześmiał się Lupin. – Poza tym, czy z nami kiedykolwiek jest normalnie?
-Tak właściwie, to nie, ale… grr. Nieważne.
-Czy ty właśnie na mnie warknąłeś? – udawał oburzenie Remus.
-Tak, a bo co? – zaperzył się James.
-A bo to. – powiedział Lunatyk rzucając w Jamesa jakimś opasłym podręcznikiem, którego ten zgrabnie uniknął.
-Zgoda. – powiedział w końcu Syriusz. – Wy się tu zabijajcie, a ja się zbieram na urlop od was, półgłówki.
Wstał i z podniesioną, jak na arystokratę przystało, głową zaczął się ogarniać. Na odchodne pociągnął spory łyk sznapsa z butelki. Kiedy już stał w progu, zatrzymał go James z najpoważniejszą miną jaką Black kiedykolwiek w życiu u niego widział.
-Syriusz…
Ten spojrzał na niego wyczekująco. Potter zbierał się w sobie, więc przyjaciel pozwolił mu na małe ociąganie.
-Wiem, że idziesz do… do niej.
James się zawahał, a Syriusz poczuł strach, sam nie wiedział, czemu.
-Chcę tylko wiedzieć, kim dla siebie nawzajem jesteście. Teraz, kiedy jest między nami wszystkimi… tak jak jest… no wiesz… rozumiesz?
Łapa zastanowił się co odpowiedzieć, ale potrwało to mniej niż sekundę.
-Nie łączy nas nic więcej poza to, co mogłoby cię zranić.
Nacisnął klamkę, a za plecami usłyszał jeszcze tylko ciche „dziękuję”.

~*~*~*~

Lily była jednym z wyjątków, które postanowiły odrobić prace domowe dzisiaj, by weekend mieć wolny. Akurat miała teraz dłuższą chwilkę, bo Dorcas była z nową zabawką w Hogsmead, a do spotkania z Syriuszem zostało jej jeszcze sporo czasu.
Akurat gdy skończyła, usłyszała pukanie do drzwi. Miała to szczęście, że będąc prefektem naczelnym miała prywatne dormitorium, czego wynikiem był brak intruzów i plotek na temat jej stylu życia.
-Nie wygłupiaj się i wejdź.
-Musisz mi otworzyć, bo zepsujesz moją niespodziankę. – odparł Syriusz stojący za drzwiami.
-Nic mnie to nie obchodzi. Właź.
Po kilku minutach, kiedy nic się nie wydarzyło pomyślała, że może obraził się i poszedł. Podeszła do drzwi i otworzyła je. Za drzwiami stał Syriusz. Piekielnie seksowny Syriusz. W rękach obracał dwiema paczkami obiektu uzależnień dziewczyny.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo sprzeczne uczucia mną targają, kiedy myślę o tym, że to ty mnie w to wciągnąłeś, draniu?
Black leniwie schował obie paczki za poły skórzanej kurtki, zdjął ją i przykrył nią drobną dziewczynę.
Spojrzała na niego zdziwiona.
-Zaraz, co ty…
Ale nim zdążyła skończyć to zdanie, chłopak przerzucił ją sobie przez ramię niczym szmacianą lalkę. I wyniósł na błonia.
Pod osłoną nocy zbliżali się do ich ulubionego miejsca. Do ich prywatnego sacrum. Tu czuli się bezpiecznie. Bez słowa wyjął drogie papierosy z wewnętrznej kieszeni w kurtce dziewczyny. „Przypadkowo” otarł się ręką o jej pierś. Poczuła jak nieznany jej dotąd dreszcz przebiega wzdłuż jej ciała i próbuje wrócić, ale zatrzymuje się gdzieś pomiędzy jej nogami. Pierwszy raz jej organizm reagował tak na dotyk Łapy. To było dziwne, bo choć byli przyjaciółmi, to często flirtowali i nie tylko. Przywykli do dotykania się, drobnych buziaków, które nie oznaczały wcale głębszych uczuć. Lily skrycie marzyła o kimś innym, a jej przyjaciel był szaleńczo zakochany w jej najlepszej przyjaciółce.
Smagnięcie podmuchu zimnego powietrza przywróciło ją spowrotem na ziemię. Zapomniała o bestii, która na moment przyczaiła się w jej wnętrzu. Uśpiła ją odpalając papierosa i wypuszczając dym prosto z płuc.
-Jak się czujesz? – zapytał ją po dłuższej chwili milczenia. Zaśmiała się cicho i odparła:
-Jak gówno.
-Znam to.
I znów zapadło milczenie. Evans oparła się o ramię przyjaciela. Dlaczego nie mógłby to być on? Byłoby prościej, o wiele prościej.
Po dłuższym zastanowieniu uznała jednak, że to nieprawda. Rozpętałaby najprawdziwsze piekło. Albo wojnę. Albo jedno i drugie. W każdym razie, nie wynikłoby z tego nic dobrego.
-Pytał dziś o nas.
To pytanie wydawało jej się jak grom. Na początku nie zrozumiała.
-To znaczy?
-O to co jest między nami.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy.
-I co odpowiedziałeś?
Chłopak wzruszył ramionami.
-Oczywiście, że jesteśmy razem.
Lily wybałuszyła na niego oczy, a on nie mógł dłużej utrzymać powagi na twarzy.
-Ty draniu! – wrzasnęła oburzona. – Tak mnie straszyć… bój się Boga! – kiedy to mówiła, Syriusz tarzał się po ziemi. Widząc naburmuszoną twarz Lily, ucałował ją w policzek. Dziewczyna zarumieniła się, a chłopak uznał to za skutek przejmującego chłodu. Wpakował więc ją sobie na plecy i wrócili do jej prywatnego dormitorium.
Jak zwykle po schadzkach nad jeziorem położyli się obok siebie na łóżku. Lily dotknęła różdżką magicznego gramofonu, który stał obok jej łóżka. Z głośników popłynęła smutna piosenka o miłości. Wydało jej się to nieco nie na miejscu i już chciała zmienić tę piosenkę, ale w tym momencie poczuła uścisk ciepłej dłoni, która splata jej palce.
Przymknęła powieki.
Syriusz pochylił się nad nią i pocałował ją. Najpierw delikatnie, by sprawdzić jej reakcję. Otworzyła oczy. Nie było w nich śladu protestu. Pochylił się tak, że ich usta dzieliły milimetry. Chciał sprawdzić, czy ona przejmie inicjatywę. Zrobiła to. Wpiła się w jego usta z pasją i zachłannością. Znów zamknęła oczy. Próbowała oszukać samą siebie, że całuje się z… Potterem.
Tymczasem Syriusz zszedł z pocałunkami niżej, na jej szyję i dekolt. Równocześnie rozpinał guziki jej czerwonej bluzki. Wsunął rękę pod jej koronkowy stanik, drażniąc i pieszcząc jej nabrzmiałe sutki. Z jej ust wydobył się cichy jęk. Wiła się pod nim w spazmach rozkoszy. Chciała wypowiedzieć jego imię, ale na usta cisnęło jej się tylko…
-Potter…
Zesztywnieli. Oboje.
To ona pierwsza odzyskała zdolność ruchu. I mowy.
-Dlaczego… zresztą. Wyjdź.
Syriusz nie wierzył w to co ona powiedziała.
-Co… wyganiasz mnie?
Ale zanim zdążył się dowiedzieć więcej, jakaś niewidzialna siła wypchnęła go poza dormitorium Lily i trzasnęła za nim drzwiami.  Oszołomiony i zdruzgotany wyjął fajkę i wrócił do swoich sypialni. Nie zwracając uwagi na pytania Jamesa i Remusa, wkopał się pod kołdrę i niemal natychmiast zasnął.
To przez alkohol mi tak odbiło? – pomyślał jeszcze zanim odpłynął w słodki niebyt.

~*~*~*~ 

Powiem tak... Ten Rozdział miałam dodać miesiąc temu, ale napisałam go i później okazało się, że delikatnie gryzie mi się z resztą fabuły. nie wiedziałam jak to zmienić. Koniec końców zmieniłam sam początek, a konkretnie 3 słowa. nie wiem jak to będzie wyglądało teraz, mam nadzieję, że w miarę. Nie mam pojęcia, czy ktoś w ogóle czyta te wypociny, żeby nie powiedzieć wymiociny. cóż. mam nadzieję, że znajdą się i tacy "wariatoszi" xD mimo wszystko - zapraszam do komentowania :)

  

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział V

Living just to keep going
Going just to be sane
All the while I know it
Such a shame...

~*~*~*~

  Obudziło ją ostre, białe światło. Ostatnie, co pamiętała, to zielony błysk, przeszywający do głębi ból i krzyki Pottera. Przeszedł ją zimny dreszcz, kiedy przypomniała sobie tamtą chwilę. Wiedziała, że szybko o tym nie zapomni.
  Podniosła się do pozycji siedzącej. Rozejrzała się po pomieszczeniu i po względnych oględzinach zrozumiała, że znajduje się w… mugolskim szpitalu. Zdziwiło ją to, ale uporczywy ból głowy zabraniał jej się nad tym zastanawiać.
  Po chwili zauważyła kolejne „dziwactwo”. W jej sali, w fotelu pod ścianą spał Black. Pod jego oczami można było zauważyć fioletowe sińce, którym towarzyszyła ogólna bladość – oznaki zmęczenia. Po chwili w jej głowie pojawiło się kolejne dręczące pytanie – jak długo była nieprzytomna. Głosik z tyłu jej głowy podpowiadał, że to zależy od tego, jak długo była pod działaniem Cruciatusa.
  Tego było zadumo. Musiała napić się kawy. Mocnej kawy. I porozmawiać z kimś o tym wszystkim, co się działo. Wysunęła się spod kołdry i weszła w leżące pod jej łóżkiem ciepłe kapcie. Na palcach podeszła do drzwi. Nie chciała budzić Syriusza. Widziała, że jest z nim raczej kiepsko.
  -Witaj, Sleeping Beauty. (śpiąca królewna, ale po angielsku brzmi lepiej; przyp. Autor)
  -Cześć. Nie chciałam cię budzić. –wytłumaczyła szybko. Na jego twarzy kwitł już zawadiacki uśmiech, choć nieco wymuszony. Od razu wychwyciła zmiany w jego twarzy.- Coś nie tak? –zapytała marszcząc brwi w wyrazie zafrasowania.
  -Nic nie pamiętasz?
  -Kompletnie.
  -Cóż. Więc, to…
  -Zanim zaczniesz opowiadać „długą historię”, potrzebuję kawy. –puściła w jego stronę oko.
  -Połóż się, przyniosę sobie przy okazji.
  Po tych słowach najpierw upewnił się, że ruda posłusznie się położyła, poczym wyszedł. W tym czasie do pokoju zajrzał ktoś zupełnie inny. Był to Potter, ale nie miał na ustach tego samego wyrazu twarzy co zwykle. Był poważny.
  -Chciałem tylko sprawdzić, czy się obudziłaś, póki go nie ma. –powiedział, tłumacząc jej nieme pytanie.
  -Skoro już wiesz, możesz wrócić do normalności, czochrania swoich włosów i podrywania pielęgniarek. –powiedziała, przywdziewając na twarz maskę obojętności i rozdrażnienia.
  -Wiem nie tylko o tym. –odparł mierząc ją surowym wzrokiem, ale nim zdążyła zapytać, o co właściwie mu chodzi, zniknął za drzwiami. Po chwili w progu ukazał się Syriusz niosąc dwa parujące kubki.
  -Te mugolskie pielęgniarki są obłędne. Zrobisz do nich oczy, a te już skaczą wokół ciebie jak pod wpływem amortencji.
  Lily zaśmiała się na dźwięk tych słów. Przy Syriuszu wszystko było na swoim miejscu. Takie normalne. Nie denerwowała się. Zazwyczaj. Był dla niej bratem, przyjacielem, odskocznią od zła i wszystkiego, co sprawiało, że wątpiła w sens świata.
  -Na czym skończyliśmy? A tak! Długa historia. –zagadnęła Lily, pociągając łyk aromatycznego espresso.
  -Po tym, jak Rogacz wysłał do mnie patronusa, moja kuzyneczka odkryła waszą kryjówkę i was zaatakowała. Chciała wyeliminować Jamesa, ale nie trafiła i crucio trafiło na ciebie. Potter strasznie się wku…rzył –ugryzł się w język, żeby nie przekląć.  – a w tym czasie dotarliśmy my. Chwilę czasu trwało, zanim otrząsnęliśmy się z szoku i ktoś obezwładnił Bellę. Padłaś na ziemię i myślałem, że już nie żyjesz. Tak jak zaplanowaliśmy, mieliśmy nikomu nie mówić o naszej przyjaźni, ale w tamtej chwili nic mnie to nie obchodziło. Podbiegłem do ciebie i sprawdziłem puls. Nawet nie wiesz, jak bolesna była ulga, gdy zrozumiałem, że jesteś tylko nieprzytomna.
  -No zgoda, ale nadal nie rozumiem, o co chodzi Potterowi. Był tu i nie zaczekał na ciebie. Wręcz starał się uniknąć spotkania.
  -Cóż… Rogacz jest o ciebie dość zazdrosny. No i coś tam sobie ubzdurał. Tę samą wersję opowiedział reszcie. Na ciebie nikt nie jest zły, ale na mnie nie raczą nawet spojrzeć. –skrzywił się. Przysiadł na brzegu jej łóżka. Wpatrywał się tępo w kubek z czarnym płynem, a ona spojrzała na niego ze szczerym współczuciem wymalowanym na twarzy. Nigdy nie chciała, by przez nią spotkały go jakieś nieprzyjemności.
  Położyła mu współczująco rękę na ramieniu. Nie strącił jej, lecz przyłożył sobie do twarzy.
  -Przepraszam. –powiedziała szczerze skruszona. –I dziękuję. –posłała mu delikatny uśmiech.

***

Sick for days in so many ways
I'm aching now, I'm aching now
It's time like these, I need relief
Please show me how, oh show me how
To get right. *

***

  Podczas pobytu w szpitalu odwiedzała ją Dorcas, a także Remus. Za każdym razem, kiedy wracał Łapa, wychodzili. Nawet po wyjaśnieniach Lily co do tego, jakie są jej relacje z Blackiem, uważali, że powinien powiedzieć swojemu przyjacielowi. Bardzo go tym zranił.
  Kiedy myślała, że sytuacja jest beznadziejna, w dzień przed jej wypisem Lupin i Black wpadli na siebie. Udawała, że śpi, by dać im większą swobodę w wyrażaniu myśli. Jednak oni tylko wpadli sobie nawzajem w ramiona w przyjacielskim uścisku. Pierwszy i ostatni raz widziała łzy w oczach Syriusza, co wzruszyło także ją.
  Odwiedzali ją także nauczyciele. Wszyscy wiedzieli, że zależy jej na ocenach, a nie chcieli, by straciła cały miesiąc nauki. Najczęstszym gościem był, rzecz jasna, profesor Slughorn. Wyciszał pomieszczenie i długo dyskutowali na temat zastosowania różnych eliksirów w życiu codziennym, bądź omawiali innowacyjne sposoby przygotowania poszczególnych łatwych, bądź mniej łatwych eliksirów.
  W końcu nadszedł dzień upragnionej wolności. Niecierpliwie czekała, aż ślamazarny lekarz wypisze jej datę wizyty kontrolnej i pozwoli jej wyjść. Wróciła przez kominek w ministerstwie magii i została ciepło przywitana w Pokoju Wspólnym gryfonów. Bardzo za nimi tęskniła i cieszyła się, że w końcu jest wśród swoich.

***

Still waiting for my friend to come and break me out.**

***

  Szedł korytarzem wściekły. Kazał mu mieć na nią oko, ale nie w takim sensie. Myślał, że może na niego liczyć, w końcu byli najlepszymi przyjaciółmi. Ufał mu bardziej, niż sobie samemu, a on go tak okrutnie zdradził.
  Nie chciał wracać do wieży Gryffindoru, bo wiedział, ze ją tam spotka i jedyne, czym go zaszczyci, to garścią pogardy ze szczyptą niechęci. Jak zawsze. Po tylu latach powinien do tego przywyknąć, ale on wciąż miał nadzieję. Chciał, by widziała, ile dla niego znaczy. Gdyby choć raz się zgodziła, mógłby zostawić wszystkie pozostałe i być ojcem jej dzieci. Była taka dobra…
  Jego przemyślenia zostały brutalnie przerwane przez pojawienie się osoby najmniej w tym momencie pożądanej w jego towarzystwie. Black. Pewnie szedł nakarmić raka lub po prostu zebrać myśli, ale czemu trafił akurat na niego? James wybrał najbardziej bolesną opcję, którą była obojętność. Mimo to, że Remus tłumaczył mu, co dzieje się między Evans, a Łapą, nie chciał tego słuchać.
  Kiedy mijali się bez słowa z kamienną twarzą, Syriusz nie wytrzymał i krzyknął:
  -Przepraszam! Okej? Przepraszam, ze robiłem to, o co mnie poprosiłeś i zaprzyjaźniłem się z Twoją dupą, tak? Przepraszam, że się o nią martwiłem, bo jest dla mnie jak siostra.
  -Siostry się nie rżnie, PRZYJACIELU. –wysyczał Potter i trafił prosto w serce.
  Black zrobił się najpierw czerwony, a potem blady jak ściana. Zdecydowanym krokiem podszedł do rozczochrańca, złapał go za kołnierz i przygważdżając go do ściany, podniósł nieco do góry.
  -Nie waż się tak mówić. Jeśli naprawdę masz o niej takie zdanie, to i lepiej, że cię nie chciała. Ona jest cholernie dobra, jest najlepszą osobą jaką znam. Skoro tak myślisz, nie zasługujesz na nią. To było obrzydliwe.
  -A ja nic nie znaczę?! –wydarł się James. –Ja już nie jestem twoim przyjacielem? Mi mogłeś to zrobić?
  -Nigdy bym ci tego nie zrobił. Jesteś moją jedyną rodziną. –odparł Syriusz.
  Chłopcy jeszcze przez chwilę wpatrywali się w siebie, poczym roześmiali się i zbili piony. To oznaczało rozejm, albo zawieszenie broni. Sami nie byli do końca pewni, czy sobie nawzajem wybaczyli.
  Wracając do dormitorium, śmiali się i żartowali. W pewnym momencie James odezwał się całkowicie poważnie.
  -Wiesz? Jeżeli Evans jest twoją siostrą, a ja twoim bratem, to mamy zdrowo pojebaną rodzinę.-powiedział nie zmieniając wyrazu twarzy. Zmierzyli się i w tym samym momencie parsknęli śmiechem.
  Oboje się śmiali, chociaż każdy zdawał sobie sprawę, że drzazga którą Evans wbiła między nimi, pozostawi po sobie większą bliznę, niż się im początkowo zdawało.

***

I wanted love, I needed love
Most of all, most of all
Someone said "true love was dead"
But I'm bound to fall, bound to fall
For you
Oh what can I do?

***

I tak oto pojawia się kolejna notka :D mam nadzieję, że te cytaty nie są dla Was uciążliwe ;) dodaję je, ponieważ one same, bądź piosenki z których pochodzą są jakby dopowiedzeniem tego, czego nie da się opisać inaczej niż muzyką ;) jeżeli kogoś zainteresują, to będę podawać w podsumowaniu tytuły i wykonawców ;)

* - The Black Keys "Tighten Up" (pozostałe bez gwiazdek również)
** - The Pretty Reckless "Waiting for a firends" 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ bardzo pięknie proszę <3

xoxo Avada ;*

poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział IV

This fire is raging I can't find the door
I just wanna die here
But you wanted more.

~*~*~*~

  Pani Evans wmusiła w czwórkę nastolatków obiad, pomimo ich gorących protestów. Po posiłku, Lily zaprowadziła przyjaciół do swojego pokoju. Dorcas była tu wcześniej wiele razy, ale nigdy dom nie wydawał jej się tak pusty. Uwielbiała rozmowy z panem Evans'em - dawał im dobre rady, żartował, zawsze był życzliwy i miły, tolerował jej ognisty temperament, więcej! Uważał, że to jej najwspanialsza cecha! Po prostu go kochała. Współczuła przyjaciółce, ale dla niej była to także strata osobista.
  Chłopcy czuli się nieco skrępowani. Sam Syriusz nigdy nie poznał ojca Lily, bo zazwyczaj spotykali się w samym Londynie, bądź w nocy, w tajemnicy przed jej rodzicami podlatywał do jej okna na miotle.
  -Czujcie się jak u siebie.-powiedziała grzecznie dziewczyna, zapraszając ich gestem do środka.
  Weszli kolejno: Dorcas, Syriusz i Remus. James zatrzymał się i popatrzył się smutno na dziewczynę. Widziała, że szczerze jej współczuje, ale nie chciała okazywać przed nim swoich słabości. Szybko odwróciła głowę, by nie zauważył łez, które falami napływały jej do zmęczonych oczu.
  -Jak się trzymasz?-zapytał cicho, ujmując jej dłonie w swoje. Zrobiło jej się ciepło czując ten gest, ale szybko zabrała je. Pomyślała nawet, że zatrzymała w uścisku odrobinę za długo.
  -A jak ci się zdaje?-odpowiedziała szorstko, za co skarciła się w myślach, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, dodała łagodniej -Porozmawiamy później, bo teraz muszę się zająć resztą gości.
  Zrozumiał.
  -Chcecie obejrzeć jakiś film, czy coś?-zapytała niepewnie. Zapomniała, że rozmawia z trójką czarodziei czystej krwi i jednym półkrwi. Black i Potter patrzyli na nią z niemal takimi samymi wyrazami twarzy, co wywołało uśmiech na jej twarzy.
  -Nie chciałbym wyjść na idiotę, ale co to "film"?-spytał zmieszany Syriusz.
  -To coś jakby...-zaczęła Dorcas.
  -Zobaczycie.-ucięła Lily.-Może coś z Marylin Monroe?-spytała, a jej przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko.
  -No jasne! "Pół żartem, pół serio"!-wykrzyknęła zachwycona.
  Remus wywrócił oczami. Wiedział, o czym jest ten film, oglądał go wiele razy, aczkolwiek nie chciał się do tego przyznawać. Black pewnie by go wyśmiał.
  Czarno-biały film trwał w najlepsze, a Syriusz i James nie mogli zamknąć ust z wrażenia. Lily z trudem hamowała śmiech. Cieszyła się, że dzięki nim nie czuje tego bólu tak mocno. Nie mogła uwierzyć, że są z nią. Nie chciała nawet pytać, czy McGonagall o tym wie, bała się, że będą mieli kłopoty.
  Kiedy film się skończył, Lily usłyszała z dołu głos matki.
  -Kochanie, jadę na zakupy. Potrzebujesz czegoś?
  -Nie, dziękuję, mamo.
  -Jakby coś się działo, Petunia i Vernon są w pokoju.-powiedziała omiatając wzrokiem piątkę gryfonów. Uśmiechnęła się ciepło i zamknęła drzwi.
  -Co teraz? Jakie fascynujące wynalazki mugoli masz w domu?-zapytał podekscytowany Syriusz.
  -Ma pilota!-zachichotała Dorcas.-Pokażę wam, jak on działa.-zapiszczała, szczęśliwa, że może się czymś pochwalić.
  Kiedy zaczęła skakać po kanałach telewizyjnych, Syriusz zaczął jej zazdrościć i także chciał spróbować, a Remus śmiał się z nich głośno. Lily popatrzyła na Jamesa i zrozumiała. To był dobry moment. Chciał z nią porozmawiać. Wymknęła się cichaczem z pokoju, a on zaraz za nią. Obiecała mu to i nie miała zamiaru tej obietnicy złamać.
  -Momencik, powiem siostrze, że wychodzę.
  -Pójdę z tobą.
  Obróciła się w stronę pokoju Petunii, a kiedy nacisnęła klamkę jej oczom ukazał się widok wręcz przerażający. Ogromny, gruby i na dodatek rozebrany Vernon, skakał po jej chudej siostrze. Była fioletowa, zapewne z powodu braku powietrza. Oddychanie uniemożliwiało jej tłuste cielsko. W pierwszej chwili chciała rzucić się na ratunek siostrze, ale przypomniała sobie jej okrutne słowa i zamknęła drzwi. To nie jej sprawa.

***

If it came down to make a choice
I would be the one to play.

***

  Na zewnątrz było tego dnia dość ciepło. Lily miała na sobie jesienne botki, ciemne jeansy, brązową kurtkę i luźno opadający szalik, który idealnie podkreślał kolor jej pięknych włosów. Promienie jesiennego słońca muskały jej blade, teraz lekko zaróżowione policzki. James starał się pamiętać o tym, by zamykać buzię, kiedy na nią patrzy. Znali się tyle lat, a ona z każdym dniem zdawała się być piękniejsza. Za każdym razem, gdy ją widział, zdawało mu się, że to pierwszy raz.
  Ale teraz była nieco inna. Mimo, że wciąż była tą samą Lily Evans, strata ojca, bliskiej osoby, odbiła na niej swoje piętno. Oczy straciły część swojego blasku. Chłopak zaprzysiągł sobie, że zrobi wszystko, by ten blask znów rozjaśniał jej twarz.
  -Wiem, że to pytanie było nieco nie na miejscu. Wybacz. -przerwał pełną skrępowania ciszę James.
  -Nie masz za co przepraszać. Wiem, że nie miałeś na myśli nic złego.
  Znów zapadła między nimi niezręczna cisza.
  -Dlaczego nie jesteś taki na co dzień?
  -Co? -zapytał głupio wyrwany z zadumy Potter, za co skarcił się w myślach.
  -Dlaczego nie możesz być blisko nie irytując mnie swoimi głupimi odzywkami?
  -Bo musisz widzieć, że się nie poddam.
  -Ale...
  -Posłuchaj, Lily...-zmusił ją by spojrzała mu w oczy.
  -O, wreszcie odezwałeś się do mnie po imieniu. -zakpiła.
  -Mówię serio.
  -To bez znaczenia. Nie chcę od ciebie niczego. -powiedziała spuszczając smętnie wzrok.
  -Powiedz to jeszcze raz patrząc mi w oczy. -powiedział tak cicho, że ledwo go słyszała.
  Odpowiedziała mu cisza. Wyprostował się z satysfakcją.
  -A jednak. -posłał jej leniwy uśmiech, powodując zmarszczkę między jej brwiami - oznakę poirytowania.
  -Ugh, jesteś niesamowity, wiesz? Zawsze, kiedy zaczynam przekonywać się do twojego normalnego oblicza, wraca ten znienawidzony przeze mnie, chamski, egocentryczny, egoistyczny, ignorancki dupek.
  Czarnowłosy już chciał jej odpowiedzieć, gdy nagle obok jego twarz śmignęło zielone światło, niemal trafiając w rudowłosą. Ochroniła się tylko dzięki niezawodnemu refleksowi. Posypały się kolejne zaklęcia. James nie mógł uwierzyć, że ktoś używa czarów w okolicy zamieszkania mugoli. Otrząsnąwszy się z szoku trwającego ułamek sekundy, padł na ziemię, ciągnąc za sobą Lily. W tym momencie tuż nad nimi mignęło kolejne zielone światło.
  Zaatakowani powoli przesuwali się w stronę najbliższego auta. Za domem, przed którym stał pojazd, rozciągał się  gęsty zagajnik. James miał opracowany plan ucieczki. Bał się jednak, że nie będzie potrafił obronić dziewczyny.
  -Lily, będziesz musiała uciekać pierwsza. -powiedział poważnie, patrząc jej w oczy. Siedzieli za samochodem i co chwilę słyszeli trzask teleportacji. Poza ich kryjówką znajdowało się już 5 osób. W środku czuł, że panikuje, ale na zewnątrz pozostawał niewzruszony. Miał nadzieję, że uda im się ukryć i da radę wysłać patronusa z wiadomością do przyjaciół lub szkoły. Czuł, że jest w kropce, ale adrenalina pulsująca w jego żyłach wraz z krwią poddawała mu co raz to nowe plany ucieczki.
  -A co z tobą? -zapytała przerażona dziewczyna.
  -Aż tak się o mnie martwisz? -zapytał z cwanym uśmieszkiem.
  -Idiota. -odparła przewracając oczami, ale zielone światło oznajmiło im, że wciąż nie są bezpieczni.
  -Będę cię osłaniać. -odparł. -Dam ci znak. -szepnął i nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Potter wychylił się zza samochodu i rzucił zaklęciem obezwładniającym w pierwszą postać, którą był Lucjusz Malfoy. Widział jeszcze Snape'a, Lestrange oraz siostry Black. błyskawicznie skierował różdżkę w kolejno dwóch napastników.
  Zauważył, że Narcyza waha się przed atakowaniem, więc została tylko Bellatrix. Była kobietą w istocie piękną, o kształtach falujących przy każdym jej ruchu. Nikt jednak nie potrafił zaprzeczyć, że była... cóż. Stuknięta.
Wielu chłopaków pociągała, ale czarnowłosy chłopak nie był nią w żaden sposób zainteresowany.
  -Teraz! -krzyknął do Lily odbijając zaklęcie Belli. W momencie, gdy ruda rzuciła się do ucieczki, do akcji włączyła się Narcyza, atakując agresywnie Jamesa. Ten kątem oka zauważył, że za umykającą między drzewa Evans biegnie niezrównoważona Bellatrix. To go rozproszyło, a Narcyza tylko na to czekała. Wytrąciła mu spektakularnie różdżkę z dłoni, a podchodząc przyłożyła mu do gardła własną.
  Chłopak jeszcze raz obrócił się za siebie i patrzył jak ukochana dziewczyna znika mu z pola widzenia.

***

Jump into the sun
Dear boy what are you running from?
An answer you won't find in your grave.

***

  Biegła. Po prostu biegła. Nie wiedziała, gdzie. Nie wiedziała, jak długo. Nie wiedziała, co robić. Czuła, że ktoś za nią biegnie. Swędział ją każdy kawałek skóry w obawie przed dotykiem łap kogoś, kto może ją skrzywdzić. Miała nadzieję, że dołączy do niej Potter, ale nic takiego nie nastąpiło. W końcu, wyczerpana szaleńczym pędem, oparła się o drzewo i oddychając głęboko próbowała zebrać myśli. Postanowiła, że wyśle patronusa z wiadomością do Syriusza, kiedy usłyszała trzask łamanej gałązki. W ciszy jaka powstała, odebrała to jak wystrzał z karabinu.
  Rozejrzała się gorączkowo, ale dookoła były tylko drzewa.
  Poczuła, jak czyjeś palce zaciskają się na jej nadgarstku. Krzyk zamarzł jej w gardle, ale napastnik i tak zasłonił jej usta w obawie naturalnego odruchu obronnego. Mocne szarpnięcie sprowadziło ją do parteru, a obok siebie zauważyła z ulgą twarz Pottera. Już chciała coś powiedzieć, kiedy pokręcił głową i podbródkiem wskazał majaczącą w oddali, ubraną na czarno postać.
  -Evans! -zaszczebiotała Bellatrix przesłodzonym, wysokim głosikiem, który nijak nie pasował do jej ciężkiego makijażu i czarnych szat. -Twój szlam tak śmierdzi, że czuję go nawet tutaj!
  Kuzynka Syriusza najwyraźniej chciała sprowokować ją lub Jamesa, ale byli tego świadomi i starali się ją ignorować. Szczególnie Potter, któremu szczęki zaciskały się ze złości.
  -A więc chcesz bawić się w chowanego? Uroczo. -powiedziała w przestrzeń. Powoli zaczęła się oddalać wykrzykując kolejne wyzwiska. Choć była do nich obrócona tyłem, wciąż miała ich w zasięgu wzroku, jednak wiedzieli, że muszą zaryzykować.
  W momencie, kiedy James już posyłał wiadomość do przyjaciół, Bellatrix odwróciła się i z uśmiechem satysfakcji uniosła różdżkę. W ostatnim momencie rudowłosa wyczarowała tarczę. Walka rozgorzała. Co raz to niebezpieczniejsze zaklęcia śmigały obok walczących. W końcu poirytowana i zmęczona siostra Black posunęła się o krok za daleko. Chciała wyeliminować rzeczywiste zagrożenie jakim był Potter, a później zająć się (w jej mniemaniu) nędzną, brudną szlamą. Niefortunnie potknęła się o jakiś kamień i zamiast trafić w Rogacza, trafiła... w rudą.
  Ostatnie, co dane jej było pamiętać, to przeraźliwy ból. Nigdy nie czuła się jak teraz. Jedyne, o czym marzyła, to ustąpienie nieznośnego cierpienia.
  "Umieram." -pomyślała tylko, a później ogarnęła ją ciemność.

***

Everything I wanted was in my hand.

***

Tak jak obiecałam, nowa notka pojawiła się szybko, a nawet szybciej niż się spodziewałam. Mam nadzieję, że się spodoba. Mam napisaną jeszcze jedną i biorę się za pisanie kolejnej :D

xoxo Avada ;*

niedziela, 30 marca 2014

Trudne powroty

Witam.
Od mojej ostatniej notki minęło bardzo dużo czasu. Może wręcz za dużo. Musiałam jakby "dojrzeć" do tego bloga, przeczytać 3098765456789 innych, by znów do niego wrócić. Wkrótce pojawi się nowa notka, w której zacznie się coś dziać, ale jeszcze nie między dwójką bohaterów ;) myślałam nad tym, by pisać więcej krótszych rozdziałów i nadal to rozważam, ale zobaczymy :D jak na razie, mam nadzieję, że osoby z tych 125 wejść przypomną sobie o mnie, przeczytają to i zaczną śledzić mojego bloga :> (w końcu marzenia są dla ludzi)

Pozdrawiam cieplutko i liczę na odwiedziny, a teraz zabieram się za pisanie ;*

xoxo Avada :>

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział III

Ni świtu, ni dnia, zawsze jestem w tym półmroku
W cieniu twojego serca.

~*~*~*~

  Lily pośpiesznie pakowała książki do torby, zerkając co chwilę na zegarek. Nie chciała się spóźnić. Denerwowała się, a zarazem była podekscytowana. To miało być ich pierwsze spotkanie na terenie szkoły. Bała się, że ktoś ich zobaczy i wyciągnie błędne wnioski, ale właściwie... Miała to głęboko gdzieś. Nie obchodziło ją zdanie innych. No. Może poza jednym "innym".
  W pośpiechu zbiegała ze schodów do salonu wspólnego Gryffindoru i nagle poczuła, jak grunt usuwa jej się spod nóg. To było do przewidzenia, biorąc pod uwagę, ile wypiła poprzedniego wieczoru. Miała strasznego kaca. Wiedziała, że za parę chwil uderzy w ziemię. Oj, będzie bolało.
  Ale nic nie poczuła.
  Dopiero po kilku chwilach uświadomiła sobie, że ktoś trzyma ją w ramionach. Spojrzała w górę i zobaczyła parę migdałowych oczu, czarne, niesamowicie rozczochrane włosy i usta wykrzywiające się w leniwym uśmiechu.
  -Nie ma za co.-mrugnął do dziewczyny James.
  -Sama bym sobie poradziła.
  -Ależ nie wątpię w to!-odparł ze śmiechem chłopak.
  -Puść mnie.
  -Już drugi raz ratuję ci skórę. I właściwie, chciałem z tobą porozmawiać.-spoważniał Potter.
  -Nie mamy o czym rozmawiać.-ucięła Lily.
  -Hmm... Evans...-westchnął chłopak ze zniecierpliwieniem mierzwiąc swoje włosy ręką jak to miał w zwyczaju.-Dlaczego zawsze musisz być taka trudna?-zapytał lekko poirytowany.
  -Bo to cię we mnie pociąga.-odrzekła ironicznie, ale po chwili zdała sobie sprawę, że to po części prawda.
  -Od kiedy jesteś taka wyszczekana, hm?
  -Coś ci się nie podoba?
  -Wręcz przeciwnie. To jest na swój własny, chory sposób seksowne.-puścił jej oko.
  -Kiedy ty się wreszcie ode mnie odczepisz?
  -Nie odczepię. Wiesz, że jestem tym jedynym.-spoważniał.-Wczoraj przekonali się wszyscy, którzy byli na imprezie, wiesz? Nie zaprzeczaj. Czujesz coś do mnie, Evans.
  James nachylił się nad nią tak nisko, że poczuła jak mięsień uwięziony w klatce z kości zaczyna uderzać co raz szybciej i mocniej, poczuła jak jej oddech staje się krótki i urywany. Hipnotyzowała ją ta bliskość. Jak królik i wąż - pomyślała.
  Potter nachylał się co raz niżej. Już szukał ustami jej ust... I w tedy z tyłu głowy Lily odezwał się głos rozsądku. Szybko się odsunęła.
  -Masz rację. Czuję coś.
  -Tak?
  -Jasne. Mdłości na twój widok.
  -Już to słyszałem.-wywrócił oczami.
  -Nienawidzę cię.
  Odwróciła się i pożałowała tego czasu, spoglądając na zegarek.

There's a fine line between love and hate.
~*~*~*~

  -Spóźniłaś się.-usłyszała surowy głos przed sobą. Myślała, że naprawdę jest zły, ale po chwili wybuchł głośnym niekontrolowanym śmiechem. Lily też zaczęła się śmiać.
  Posłała mu sójkę w bok.
  -Hej ! A to za co było?-oburzył się ciemnowłosy chłopak.
  -Już ty wiesz, Black.
  Usiedli na drewnianym pomoście, nad jeziorem i przez dłuższą chwilę pozostali tak w milczeniu. Wpatrywali się w gładką, lśniącą taflę i rozlane na niej promienie porannego, jesiennego słońca. Po chwili położyli się obok siebie. Milczenie przerwał Syriusz.
  -Jak się trzymasz po wczorajszej imprezie?
  -Nic nie mów.
  -Czyżby kas gigant?
  -Yep.-odparła krótko.
  Znów zapadła cisza. Nie była ciężka i niezręczna. Była naturalna. Rozumieli się bez słów. Cieszyli się swoją obecnością. Zaprzyjaźnili się na wakacjach, choć stało się to bardzo niespodziewanie. Postanowili, że tą wiadomość zostawią jedynie dla siebie. Nie chcieli aktów zazdrości ze strony Pottera i Dorcas, ani głupich plotek, którymi ta szkoła uwielbiała się karmić.
  -Dorcas pokazała mi listy.-tym razem odezwała się Lily.
  -Te, które sama pisałaś?
  -Te same.
  Znów roześmiali się perliście. Syriusz przy Lily był całkowicie inną osobą. Zapewne nikt by go teraz nie rozpoznał. Zazwyczaj nonszalancki i znudzony wszystkim podrywacz Black siedział sobie i śmiał się delikatnie razem z kujonicą Evans.
  -A co z Rogaczem?
  -Spóźniłam się przez niego.
  -To znaczy?
  -Chciał rozmawiać o tej nocy.
  -Spławiłaś go zapewne.-to nie było pytanie, a stwierdzenie ze strony Syriusza.
  -Ciężko mi wyjaśnić, co tak naprawdę czuję.
  -Rozwiń to.-znów przyjął pozę wyluzowanego i odprężonego. Do ust włożył papierosa i odpalił go różdżką.
  -Chcę z nim być, ale nie chcę. Rozumiesz?
  -Powiedzmy, choć to nieco skomplikowane.
  Lily wyjęła mu z ust fajkę i mocno się zaciągnęła. W wakacje Black dawał jej możliwość spróbowania wszystkiego - w tym, nauczył ją, jak się porządnie zaciągać.
  -Wczoraj rozmawiałem z nim poważnie. Prosił mnie, żebym trzymał się blisko ciebie. Chce, żebym mu w ten sposób pomógł.
  -I co zrobisz?-odparła dziewczyna oddając mu szluga.
  -Skorzystam z okazji i będziemy się przyjaźnić publicznie.
  -Cóż... Porozmawiamy o tym później, bo na razie muszę lecieć na śniadanie. Idziesz?
  -Przyjdę później.
  -Do zobaczenia!

~*~*~*~

  Dziewczyna pochłaniała swoje śniadanie w niewyobrażalnym tempie.
  -Ej, udławisz się!-powiedziała Dorcas, patrząc na przyjaciółkę.
  Parę miejsc dalej siedzieli huncwoci. Black jak zwykle stresował Petera, mówiąc, że wygląda już wystarczająco źle i nie musi się bardziej obżerać, Remus próbował być miły i uspokajał przyjaciela, a James był wyjątkowo znudzony tą całą sytuacją. Popatrzył w stronę Lily. Nawet teraz wyglądała słodko, choć oblała się sokiem dyniowym i głośno przeklęła. Zaraz... Przecież Evans nigdy nie przeklinała. Widział, że nieco się zmieniła po wakacjach. Zrobiła się cwana i wulgarna.Jednak podobała jej się w każdym wydaniu tak samo. Szczególnie w tym czasie, gdy słyszało się o masowych zaginięciach i mordach.
  Z zamyślenia wyrwał go szum skrzydeł i pohukiwanie setek sów. Poczta.
  Wziął od mszarnego puszczyka swój egzemplarz Proroka Codziennego, zapłacił mu kilkoma syklami i spojrzał na pierwszą stronę. Było tam duże zdjęcie ministra i nagłówek, który głosił :

"Nie możemy zapobiec masowemu mugolobójstwu" 

  A pod spodem numer strony, na której znajduje się artykuł na ten temat. 
  Chłopak szybko otworzył wskazaną stronę i nawet nie zauważył, że przez ramię zaglądają mu Luniak i Łapa. 

  "Według doniesień, w nocy z 1.09 na 2.09, w Londynie, w mugolskim Głównym Urzędzie Geodezji i Kartoteki, doszło do kolejnych masowych mordów. Z tego co wiemy, ofiary były torturowane klątwą Cruciatus i zabijane po wielu godzinach cierpień. Rodziny nieszczęśników pracujących na nocnej zmianie zostali poinformowani. Redakcja składa najszczersze kondolencje. Wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialnymi za te ataki są tzw. śmierciożercy, czyli wyznawcy Sami Wiecie Kogo. Ministerstwo podejmuje zdecydowane kroki w celu ochrony czarodziejów i czarownic, a także mugoli. 

  Później wypisane były jakieś brednie, wypowiedzi ministra, a na samym końcu artykułu widniała lista nazwisk zmarłych osób. Wzrok młodego Pottera padł przy jednym nazwisku - Evans. 
  W pierwszym momencie myślał, że coś mu się przewidziało. Spojrzał w stronę Lily, której widelec wypadł z ręki i wiedział, że wcale się nie pomylił. Później wszystko działo się tak szybko...
  Lily wstała. Dorcas za nią. Wszyscy, którzy zdążyli to przeczytać, odwracali się w jej stronę z litością w oczach. McGonagall zakryła usta dłonią w geście rozpaczy i usiłowała wyjść zza stołu. Nie zdążyła. Lily już tam nie było. James wstał i poszedł za nią. Zobaczył tylko kątem oka, jak Minerwa zatrzymuje Meadows. 

Mamy dziury w naszych życiach, w naszych sercach. Mamy dziury, ale idziemy dalej.

~*~*~*~

  Lily siedziała na ławce w ogrodzie, na tyłach domu. McGonagall pozwoliła jej na tydzień wolnego od szkoły, by pogodzić się ze stratą. Ale była dla niej zbyt wielka. Obarczała się tym wszystkim. Tato zamienił się z kolegą zmianami, by pożegnać się z nią, zanim wyjedzie i wróci dopiero na święta. Chciał poświęcić jej wystarczającą ilość czasu. Uważała, że to wszystko jej wina. Poczuła się jeszcze gorzej, kiedy weszła do domu.

  -Mamo...-szepnęła ze łzami w oczach i rzuciła się matce w ramiona, już w drzwiach. Nie potrafiła powiedzieć nic więcej. W gardle czuła gulę, której nie potrafiła przełknąć.
  Po obiedzie, na którym nie zjadła prawie nic, udała się w stronę swojego pokoju na piętrze. Na korytarzu drogę zagrodziła jej Petunia. Lily widziała, że jest z nią kiepsko. Odruchowo wyciągnęła ręce, by ją przytulić, ale siostra odsunęła się, patrząc na nią z odrazą. 
  -O co chodzi Petuniu?
  -Jeszcze pytasz? Tato umarł przez ciebie i twoją chorą szkołę. 
  -Wiesz, że to nieprawda...
  -Gdyby nie to, tata nadal by żył. Nienawidzę cię. Nie dotykaj mnie. Wracam do Vernona, przesuń się.-krzyczała Petunia. W oczach Lily znów wezbrały łzy. Przysunęła się do ściany, by zrobić siostrze miejsce. Myślała, że jest silna, że przyjaźń z Blackiem zmieniła ją w niezależną, nawet trochę zadziorną. Nigdy nie myliła się bardziej. Nie potrafiła nawet odpowiedzieć siostrze, która traktowała ją w ten sposób...

  Z rozmyślań, przez które czuła ucisk w klatce piersiowej, wyrwał ją cichy, spokojny głos mamy.
  -Córeczko...-zaczęła delikatnie, a Lily zwróciła ku niej zielone, roztargnione oczy.-Przyszli twoi przyjaciele.
  -Kto taki?-zdziwiła się.
  -Zobaczysz.-uśmiechnęła się kobieta, chociaż wiedziała, że nic już nie będzie takie samo.
  Lily wstała i podeszła do drzwi. Zobaczyła w nich tak dobrze jej znaną czwórkę- Remusa, Jamesa, Syriusza i Dorcas. 

Rodzimy się z milionami
Małych światełek świecących w ciemności
One wskazują nam drogę
Rozświetlają się za każdym razem, kiedy czujesz w sercu miłość
Umierają, kiedy ona odchodzi

~*~*~*~

Witajcie ! Wybaczcie, że tyle czasu nie dodawałam nic, ale nie bywałam w domu ;x Niedługo dodam nowy rozdział. ;) cieszę się z 80-ciu wejść na bloga i zapraszam do dalszego odwiedzania ! <3

xoxo Avada ;*